Czy pamiętacie może duszyczki nasze kochane przepyszne satay, które upiększyły nasze blogowe menu? Było to dosyć dawno, więc podrzucamy Wam przy tej wzniosłej okazji małą przypominajkę. A czemu wzniosłej? Bo pomimo tego, że na naszym grillu zwykle jest o wiele więcej mięsa, to tym razem zalotnie mrugamy do tych wszystkich Was, którzy go unikają. Jeśli więc chcieliście trochę Azji na swoim wegetariańskim grillu to podrzucamy Wam przepis na tofu satay, licząc na to, że będzie Wam smakować równie mocno jak i nam!
Historię satay i ich indonezyjskich korzeni już trochę opisywałyśmy w poprzednich, wieprzowych szaszłykach. Dla przypomnienia – wbrew dosyć powszechnej opinii rarytasy te nie są rdzennie tajskie, a pochodzą z rejonów magicznej Indonezji. Podobnie rzecz wygląda z tofu. Na tereny Tajlandii trafiło bowiem dopiero w okolicy 1930 roku jako prezent od chińskich emigrantów. Obecnie jego użycie w kulinarnych tajskich czarach troszkę się rozszerzyło, chociażby po to aby w łatwy sposób uzyskać wegetariańskie wersje najbardziej znanych tajskich specjałów. Oryginalnie częściej wykorzystywano je aby przygotowywać przepisy chińskie, w których jak wiadomo znajduje się je o wiele częściej.
Ciekawą historią z tej wegetariańskiej strony tajskiej kuchni jest ta, która opisuje korzenie powstania corocznego Wegetariańskiego Festiwalu w Phuket. Odbywa się on w 9 miesiącu kalendarza księżycowego (przypada to na wrzesień lub październik). Według legendy jego obchody związane są z historią pewnej chińskiej artystycznej trupy, która podróżowała przez rejony Tajlandii. W rejonie Phuket zastała ich niestety malaria. Postanowili więc oczyścić swe ciała czyli według chińskiej tradycji unikać jedzenia mięsa, picia alkoholu oraz bardziej duchowo unikać kłótni oraz kłamania. Po kilku dniach choroba ustąpiła, a ludzie zamieszkujący tamte rejony postanowili co roku świętować tę radosną chwilę. Część z atrakcji z pewnością jest dla tych o silniejszych nerwach (przebijanie policzków ostrymi przedmiotami w wierze, że bogowie, którzy w tym momencie w nich wstępują, ochronią ich społeczność od krzywd i odkupią ich grzechy), ale z pewnością jedzenie warte jest uwagi. Można skosztować tam bezmięsnych wersji wielu znanych tajskich potraw, jak i oczywiście tych o chińskich korzeniach.
My na nasze patyczki do szaszłyków nabijałyśmy jedynie tofu i zdecydowanie żaden nie przebijał naszych policzków.. Nie zapomnijcie też o sosie z orzechów. Dla nas chęć zjedzenia go była silną motywacją aby przygotować te tofu satay :)
2 opakowania twardego tofu łyżeczka mielonej kolendry 1 łyżeczka kurkumy 0,5 łyżeczki mielonego kuminu 0,5 łyżki przyprawy curry 1 łyżka sosu sojowego 1 łyżka posiekanej trawy cytrynowej 1 łyżka posiekanego galangalu 120 ml mleka kokosowego 1/4 łyżeczki soli oprócz tego: patyczki do szaszłyków sos orzechowy satay (np. z tego przepisu) Tofu dokładnie odsączamy z wody oraz wycieramy papierowym ręcznikiem. Kroimy na większe kawałki takie, aby łatwo było nam je nabić na patyczek. Odstawiamy. W misce łączymy ze sobą wszystkie składniki na marynatę. Dokładnie mieszamy. Marynatą zalewamy tofu tak, aby było nią dokładnie pokryte. Wstawiamy do lodówki na co najmniej godzinę. Patyczki do szaszłyków namaczamy w wodzie przez 30 minut, a następnie nabijamy na nie kawałki zamarynowanego tofu. Smażymy na rozpalonym grillu przez około 5 - 10 minut na stronę, często sprawdzając aby uniknąć przypalenia. Podajemy z sosem satay oraz piklowanymi ogórkami.SKŁADNIKI
PRZYGOTOWANIE